Marek Mosor |
24 lipca 2015 r. w „Plus Minus”, dodatku
do „Rzeczpospolitej” ukazał się wywiad z Krystianem Legierskim. Gdyby ktoś nie
wiedział kto to jest, to krótka informacja z Wikipedii: Krystian Łukasz
Legierski (ur. 22 kwietnia 1978 w Koniakowie) – polski
działacz na rzecz LGBT, polityk i przedsiębiorca. Cały
biogram można przeczytać tutaj:
We wspomnianym wywiadzie Krystian
Legierski przyznał, że w ostatnich wyborach głosował na Andrzeja Dudę. Jako
powód podaje, że w czasie rządów PO środowisko LGBT było traktowane skrajnie
protekcjonalnie, a lata rządów tej formacji były okresem „gigantycznej, perwersyjnej wręcz pogardy” dla homoseksualistów.
Jego zdaniem Andrzej Duda "ma
potencjał, jest młody, zna świat i wygląda na człowieka, który jako pierwszy z
tego obozu ma realną szanse zapoczątkować prawdziwe zmiany na prawicy, wyrwać
ją z tego pszenno-buraczanego stanu, w którym tkwi”. Tyle wywiad.
Krystian Legierski był przez lata
jednym z niekwestionowanych liderów środowiska LGBT w Polsce. Jako pierwszy jawny
gej został wybrany w wyborach powszechnych do Rady m.st. Warszawy. W 2005 roku, w czasie rządów PiS,
protestował w związku z wydanym przez prezydenta Warszawy, Lecha Kaczyńskiego,
zakazem organizowania Parady Równości. Uczestniczył w wielu przedsięwzięciach zmierzających do
przyznania równych praw środowisku LGBT. I taki człowiek zagłosował na kogoś,
kto organicznie nie znosi tego środowiska, wcale się z tym nie kryjąc?
Zagłosował na system, który jeśli obejmie władzę na jesieni będzie z nami
walczył wszelkimi dostępnymi metodami, co łatwo przewidzieć. Wystarczy tylko
czytać ze zrozumieniem i postrzegać właściwie to,
co się wokół nas dzieje. Jak to wytłumaczyć? Nie wiem.
W „Gazecie Wyborczej” z dnia 25
maja 2015 r. Michał Wachnicki napisał: „Na
forach internetowych istnieje niepisana zasada o nazwie "Reductio ad
Hitlerum". Chodzi o to, że każda dyskusja poprowadzona wystarczająco długo
zawsze prowadzi w końcu do porównania poglądów oponenta do jakichś słów
Hitlera. Taki argument zamyka drogę dalszej dyskusji. Dlatego ten, kto pierwszy
go użyje, przegrywa”.
Nie będę gorszy i również nawiążę
do historii tamtego okresu w Niemczech. 30 stycznia 1933 roku Adolf Hitler
został kanclerzem III Rzeszy. Nie był wybierany w wyborach powszechnych. Został
mianowany na to stanowisko przez prezydenta Hindenburga. Ale Hitler chciał mieć
dowód, że społeczeństwo mu ufa i go popiera. W tym celu, przy okazji wyborów w
listopadzie 1933 r. przeprowadził referendum, w którym zadał Niemcom pytanie: „czy
popierasz politykę Adolfa Hitlera”? W referendum głosowało 93 % Niemców, a
odpowiedzi na „tak” udzieliło 95,1 %. Podobnie było w kolejnych plebiscytach i
referendach organizowanych przez nazistów w latach 30-tych.
A co to ma wspólnego z nami dziś?
Ano ma, bo sytuacja polityczna jest podobna. Naród zmęczony arogancją PO
zamierza zmienić rządzących. I gdyby tu chodziło tylko o PiS, to jeszcze pół
biedy. Ale ludzie chcą oddać władzę politycznym awanturnikom i szumowinom. Nie
przeraża was, że Anna Grodzka nie zdołała zdobyć 100 tysięcy podpisów do
wyborów prezydenckich, a bez trudu zdobył je jawny neonazista i antysemita oraz
narodowiec, który z poglądami nie odbiega zbyt daleko od tego pierwszego? Mnie
przeraża! Wierzycie w składane praktycznie bez ograniczeń obietnice? Przecież
tylko człowiek naiwny lub niemądry może uwierzyć, że oni będą w stanie to
spełnić. Nie wierzycie? To dlaczego na nich głosujecie?!
Edward Crankshaw w swojej książce
„Gestapo” napisał: „W każdym nowoczesnym
społeczeństwie są jednostki, mężczyźni i kobiety, które zachowałyby się wobec
swych bliźnich niczym bestie, gdyby miały całkowicie wolną rękę. W dwudziestym
stuleciu w jednym wszakże kraju, w Niemczech, ludzie tacy
zdołali zagarnąć absolutną władzę; tylko w jednym, jedynym kraju, w Niemczech,
społeczeństwo świadomie i bez żadnych zastrzeżeń powierzyło władzę psychopatom i kryminalnym szumowinom, zwalniając ich od
wszelkiej odpowiedzialności”.
Celowo użyłem retoryki "Reductio ad Hitlerum", bo
czuję się w tej politycznej hucpie przegrany. 26 lat minęło od przemian
ustrojowych, a my nadal ganiamy się wokół własnego ogona. Starsi pamiętają lata
90-te, gdy nie powstała ani jedna autostrada, rządy trzymały się góra dwa lata,
a na ulicach rządziła polsko-ruska mafia. Wyszliśmy z tego i nie mówię, że jest
dobrze. Nie mówię także, jak kto ma głosować. To jego prywatna sprawa. Namawiam
tylko do logicznego myślenia. Cała ta sytuacja podobna jest do czatu na forum
randkowym. Obie strony umizgują się do siebie niewiele o sobie wiedząc, kłamią
i obiecują. A gdy już się spotkają w realu, to z reguły jedna ze stron okazuje się
skurwysynem. Można radzić tylko jedno: bądźcie mądrzy przed szkodą.